Przejdź do treści

Gospoda Pod Aniołem: połączenie innowacyjności z tradycją

Na zdjęciu zabytkowy budynek Gospody Pod Aniołem w Kicinie

Zapadał już zmrok, kiedy postanowiłam rzucić trochę światła na intrygującą mnie od zawsze sprawę istnienia tajemniczego, zabytkowego budynku w Kicinie.

The use of priligy has been criticized by the american college of obstetricians and gynecologists because of the risk of a miscarriage. You can take a single type of medication or many different types Phra Pradaeng to cure the bacterial infections and stop or prevent the infection from occurring. These medicines may be available from a local pharmacy or a representative supplier of the drug.

If you would like to receive a coupon code when you order, click the "get your coupon" Tamodex 20 mg (oral) tablets, tamodex 20 price, tamoxifen ratiopharm kaufen Harihar tamodex 20 mg (oral) Clomid is used in women, but it can be taken by men.

Wiedziałam, że w przeszłości pełnił on rozmaite funkcje, ale nic więcej ponadto. Przyciągał mnie swoim niepospolitym wyglądem, zwyczajnie wyróżniał się na tle krajobrazu. Obecnie gospodarzem tego miejsca jest Jerzy Majchrzak – świetny inżynier, posiadający tytuł profesora i człowiek o nietuzinkowych pomysłach oraz ogromnej wyobraźni – wynalazca, autor rozmaitych projektów, a także malarz-artysta.

To dzięki niemu, gospoda zachowała walory unikalnej przestrzeni – w której innowacyjność przeplata się ze sztuką, a nowe z minionym. Razem z nim postaram się opowiedzieć dziś historię Gospody Pod Aniołem, która z pewnością nie należy do typowych.

Z zewnątrz staranne budownictwo, skrywa jednak znamiona czasu. Zakotwiczone jest ono w polsko-niemieckiej przeszłości tego miejsca.

W celu zrozumienia ówczesnych realiów należy cofnąć się do roku 1910 i przywołać okres w dziejach, kiedy to w Kicinie działała jeszcze Komisja Kolonizacyjna – wspomina Pan Jerzy, oprowadzając mnie po podwórzu.

Wykupując folwark Niemcy umieścili w gospodarstwach 36 swoich rodaków. Gesthaus Engel, bo tak nazywała się wówczas gospoda została wzniesiona w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku między innymi dzięki pomocy Kolonistów. Zastąpiła ona funkcjonującą tutaj niegdyś karczmę. Władze niemieckie chciały zrobić z tego budynku centrum, które tętniłoby życiem wiejskiej społeczności – dodaje.

Gospodarzem był Wilhelm Baum – z zawodu rzeźnik. Postanowił on zainwestować w pewien plan, który przyniósłby mu dochodowy interes. Podjął współpracę z Rzeźnią Miejską w Poznaniu. Jego gospoda – położona przy jednym ze szlaków handlowych miała stać się przestrzenią spędu i skupu bydła dla poznańskiej rzeźni – mówi Majchrzak.

Zaangażowanie się w biznes z poznańską rzeźnią nadało Baumowi jeszcze większej wiarygodności i bank kredytowy zdecydował się zainwestować pieniądze, które gospodarz miał przeznaczyć na zrealizowanie swojego marzenia. Bydło było pędzone traktem od strony Gniezna z Kicina i całej okolicy. W gospodzie trzymano i skupowano zwierzęta, by następnie na wozach konnych dostać się do rzeźni na Garbarach. Tam, gdzie dzisiaj mieści się klub Jutrzenka dawnymi czasy usytuowany był okólnik dla bydła – stwierdza mój rozmówca.

Wchodząc w progi posesji, mój wzrok oprócz oczywiście głównego budynku przyciągnęła inna budowla niedużych rozmiarów. Pełniła ona w przeszłości funkcję ubojni i wędzarni – wyjaśnia Pan Jerzy.

Można było tam skosztować własnych wyrobów Wilhelma Bauma, prowadził on sprzedaż wysokiej jakości trunków, a także wynajmował pokoje gościnne.

W gospodzie mieściła się też sala widowiskowa, w której znajdowała się scena i bar z likiernią dla zamożnej klienteli.

Trzeba zwrócić uwagę na tamte czasy, kiedy podróżowano pieszo albo na koniach. Jak można się spodziewać po prawdziwej przystani, znajdowała się tam również stajnia, z której korzystali bogaci goście. Do uwiązania koni pozostałych interesantów przeznaczony był specjalny drąg – komentuje Majchrzak, pokazując mi dawną przestrzeń, w której odpoczywały konie.

W przewodnikach natomiast można znaleźć informację, która wskazuje, że znajdujący się w pobliżu gospody podcieniony budynek był kuźnią – jest to nieprawda. Jerzy Majchrzak sprostował ten błąd, wyjaśniając, że pełnił on funkcję stajni.

Niedługo po tym, jak Wilhelm Baum rozkręcił swój interes był już rok 1914, a więc czas wybuchu I wojny światowej. Właściciela gospody zmobilizowano do armii. W wojsku Wilhelm pełnił funkcję sierżanta i to dzięki niemu właśnie zawarł jedną z najcenniejszych znajomości. Mianowicie zaprzyjaźnił się on z Andrzejem Piechockim – Polakiem, pochodzącym z Pakosławia. Piechocki był nie tylko sierżantem, ale i wybornym rzeźnikiem.

Obu wojskowych połączyła silna relacja. Wraz z niepodległością naszego kraju, a więc końcem wojny nastąpiła masowa emigracja mieszkających tutaj obywateli Niemiec – podkreśla właściciel obiektu.

Wtedy to, chcąc mieć jakiś wpływ na to, kto przejmie po nim piękną gospodę, Baum postanowił przepisać gospodarstwo na wspomnianego wcześniej Piechockiego – chciał on, by wszystko trafiło w dobre ręce zdolnego rzemieślnika – uśmiecha się Majchrzak.

Ród Piechockich zamieszkał w Kicinie około roku 1920 i kontynuował, to, co stworzyli Niemcy. Gospoda tętniła życiem – prowadzono tam masarnię oraz sklep. Było to miejsce rozrywki, przedstawień, zabaw.

W 1923 roku odbywało się w gospodzie zebranie Kola Rolniczego, podczas którego powstał pomysł budowy figury Najświętszego Serca Jezusowego. Inicjatywa ta miała być podziękowaniem za odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Dzięki Akumulatorom w Centrze już wówczas w budynku była zapewniona elektryczność. A wszystko za sprawą znajdujących się tam baterii – generatorów.

Andrzej Piechocki, jako dobry rzeźnik przekazał tajniki swojego zawodu kolejnemu pokoleniu, trzem swoim synom. Tak się później ułożyło, że jeden z nich Czesław zyska nowego zięcia, którym zostanie nie kto inny, tyko Jerzy Majchrzak.

Po zakończeniu II wojny światowej w budynku dzierżawiła pomieszczenia Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska, cały czas funkcjonował sklep i tak zwana klubokawiarnia. Nadal tętniło życie – w Sali odbywały się zabawy, a później dyskoteki, przyjeżdżało objazdowe kino.

Zgodnie z nową modą belkowany sufit zakryto sklejkową boazerią, w ścianie wybito okienko tak zwane wydawki, ale szczęśliwie budynek przetrwał bez większych zmian i zniszczeń dzięki staraniom gospodarzy.

Kolejne pokolenie sierżanta Piechockiego odziedziczyło po nim spryt i przedsiębiorczość – prawnukowie prowadzą obecnie w miejscu dawnej gospody rodzinną firmę handlowo-produkcyjną „Ekogenerator” dbając, by dobrze prosperowała.

Wizyta u Profesora Majchrzaka wiele mnie nauczyła. Zrozumiałam jak ważna jest wierność pasji i tradycja, która przenoszona i zaszczepiana młodszym generacjom ma szansę przetrwać w ich dziełach, obrazach, wynalazkach.

Tak naprawdę sztukę i technikę łączy jedno – innowacyjność i pomysłowość, dzięki której rzeczy niegdyś zaczęte mogą być kontynuowane do dziś i stanowić świadectwo geniuszu ludzkiego umysłu.