Elżbietę Juszczak miałam okazję poznać całkiem niedawno. Na spotkanie z jej mamą, Jadwigą szłam z mieszanką ekscytacji i ciekawości. Nigdy nie można w pełni przewidzieć, jaką osobę spotka się po drugiej stronie i czy wszystko przebiegnie zgodnie z planem.
Gdyby Ela musiała wtedy „narysować” piętrzące się w mojej głowie myśli, pewnie miałaby problem z wyborem motywu przewodniego swojego obrazu. Totalny chaos.
Jak zwykle okazało się, że człowiek ma tendencję do wyolbrzymiania emocji na zapas. Moja trema podyktowana została dużą rozpoznawalnością Eli w środowisku nie tylko arteterapeutów, ale też profesjonalistów i krytyków sztuki.
Słuchając opowieści mamy na temat dokonań plastycznych córki namalowałam wstępne zarysy portretu Elżbiety V Juszczak, używając do tego celu nie tylko wyrafinowanych słów. Prosta sztuka nie poszukuje ozdobników, a unikalny styl najlepiej prezentuje się na surowym tle, gdzie trudno o przerost formy nad treścią.
Mam nadzieję, że prezentowana sylwetka Eli nie zatraci w moim przekazie autentyczności i prawdy. Tak samo jak prace artystki.
Mama Elżbiety przyniosła teczkę zapełnioną po brzegi pracami córki. Były one staranne i szczegółowe. Każdy detal miał tutaj swoje miejsce, niczym na mapie, która zawsze gdzieś prowadzi.
Przeważały podobizny zwierząt, z tym że szablonowość nie wchodziła tutaj w grę. Przyglądając się poszczególnym atrybutom danych stworzeń, zaskakiwały mnie ich połączenia.
Nie wiadomo było czy przyglądam się słoniowi czy myszy, a tradycyjna zebra rzeczywiście zyskała paski typowe dla tygrysa?
Oryginalne i nietuzinkowe połączenia znanych, utartych schematów, narysowane niby od niechcenia dziecięcą kreską, wcale nie były pozbawione celu.
Wszystko było zamierzone i przemyślane przez artystkę, jednak w swojej prostocie miało się wydać naiwne i bezcelowe. Tak naprawdę brak celu był tutaj celem najważniejszym.
A teraz parę słów o samej autorce.
Elżbieta Juszczak niedługo skończy 43 lata i na dobre wypracowała sobie miejsce na poznańskiej scenie sztuk plastycznych.
Gościła jako główny artysta już na blisko 40 zorganizowanych dla niej wernisażach, a prace Eli zostały między innymi wystawione w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie.
Tytuł wspomnianej ekspozycji to Poczet Legendarnych Przedchrześcijańskich i Wczesnochrześcijańskich Bohaterów Historii Polski.
Poznanianka otrzymała wyróżnienia i nagrody za dokonania także z innych projektów artystyczno-historycznych, takich jak między innymi: biało-czerwony I Poczet, złoty II Poczet-60, srebrny III Poczet.
Należy również podkreślić, że Ela jest związana ze Stowarzyszeniem Na Tak prawie od początków jego istnienia.
Jej pierwsza wystawa nosiła tytuł „Folwark i Pałace” i odbyła się ona w Galerii Tak mniej więcej dwie dekady temu. Eli towarzyszył wówczas drugi wyjątkowy artysta – Przemysław Kiebzak.
We wczesnym okresie działalności Stowarzyszenia Elżbieta była też uczestniczką zajęć arteterapeutycznych programu Poradni Rozwojowej Jaskółka.
Już wówczas charakteryzowała się pracowitością oraz zainteresowaniem wybranymi tematami. Pani Jadwiga zdradziła mi, że córka ma pewne etapy twórcze, podczas których intensywnie skupia się na rysowaniu wybranego motywu.
Tak też mogło być z czterema polskimi królowymi Elżbietami, których podobizny wyszły pewnego dnia spod jej rąk, stając się czymś w rodzaju „znaku rozpoznawczego” tej twórczyni.
Sama zainteresowana ma zwyczaj określania siebie mianem Elżbiety V Juszczak, co jest jednocześnie żartobliwe, ale przy tym doskonale koresponduje z dostojnym sposobem bycia artystki.
Przez wiele lat Ela tworzyła pod opieką Tamary Nagody–Zielińskiej, w tym czasie powstawały między innymi wskazane wcześniej interpretacje rysunkowe wizerunków władców Polski.
Być może krytyk nazwałby dzieła omawianej tutaj artystki mianem „sztuki naiwnej” i niewątpliwie w kategorii stylu, jej rysunki rzeczywiście się tak klasyfikuje.
Ja nie jestem krytykiem sztuki i nie będę używała tutaj do końca poprawnej terminologii, mogę wypowiadać się tylko i wyłącznie z perspektywy własnej percepcji tych prac.
Dla mnie ukryta jest w nich prawda i autentyczność. Kobieta, na której życie nieodwracalnie wpłynęła trisomia chromsomu, nie ma powodu czuć się odmienną.
Swoim talentem, pasją i oddaniem względem tego, co robi udowadnia, że słowo „odmienny” powinno na zawsze zniknąć ze słownika języka społecznego.
Tak jak różnorodne w formie, technice, i kompozycji elementów są jej dzieła, tak też sama Elżbieta pokazuje, jak rozwijający i otwierający umysł potrafi być pluralizm myśli.
Słoń czy mysz? Zebra czy tygrys? Za pośrednictwem tych prac Ela przełamuje schematy, sama swoim życiem dając przykład piękna w różnorodności. Zarówno ona, jak i jej obrazy są tego najpełniejszą manifestacją.
Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030.