Przejdź do treści

Nic jej już nie zatrzyma!

Opowieść Marty zaczyna się na dobre jakieś pięć lat temu, kiedy to w wyniku tragicznego w skutkach wypadku musiała ona totalnie przewartościować swoje życie i zacząć od nowa – małymi krokami. Dosłownie.

Ludzie z niepełnosprawnością nabytą to dla mnie wyjątkowy przykład odwagi i determinacji. Marta w konsekwencji wspomnianego wydarzenia nie mogła chodzić. Teraz w wyniku uczciwej i wytrwałej rehabilitacji stanęła na nogi! Może już chodzić, ale po takich przejściach to dla niej za mało.

Z szacunku do tego, ile wysiłku musiała włożyć, by odzyskać sprawność, postanowiła brać udział w triathlonach. Biega! I to z jakim oddaniem. Sama mówi, że czas, który spędziła w szpitalu, leżąc, jest dla niej niekończącym się dopingiem w chwilach, gdy motywacja spada.

Mamy tu sytuacje diametralnie różne – od kobiety, którą doświadczyło życie do zawodniczki, której przez wzgląd na przeszłość chyba już nic nie jest w stanie zatrzymać.

Z Martą rozmawiam po prostu o jej życiu, które wielu z nas, niepełnosprawnych, może zwyczajnie edukować. Mnie Marta zawstydza i motywuje, by wstać z kanapy i nie zważając na ograniczenia, które niewątpliwie mam, po prostu działać. Iść do przodu w takim zakresie, w jakim jest to osiągalne.

Kiedy Marta będzie zdobywała kolejne wyróżnienia, ja zacznę swoją przygodę ze sportem, który nie powinien być i zdecydowanie nie jest przeznaczony tylko dla osób pełnosprawnych!

Historię Marty, w najpełniejszy sposób oddaje hasło, które widnieje na naszym portalu. Ta wyjątkowa młoda dziewczyna pokazuje swoim życiem, że niemożliwe nie istnieje, a granice są w dużej mierze w naszych głowach i sposobie myślenia.

Z Martą Dzieciątkowską rozmawia Martyna Sergiel.

Marto, zmierzyłaś się w ostatnim czasie z wieloma przeciwnościami losu. Czy chciałabyś opowiedzieć naszym Czytelnikom swoją historię?

Aby opowiedzieć Czytelnikom Waszego portalu moją historię, muszę cofnąć się do wydarzeń z przeszłości. Pięć lat temu, kiedy wracałam z wakacji, znad morza miałam poważny wypadek samochodowy.

Siedziałam na miejscu pasażera za kierowcą. W momencie wyprzedzania auta przed nami, jego kierowca również rozpoczął wskazany manewr. W efekcie zjechaliśmy na pobocze i uderzyliśmy w drzewo.

W tym momencie wszyscy pasażerowie zareagowali szybką ucieczką ze środka samochodu, a ja nie byłam już w stanie wydostać się z pojazdu. Zdałam sobie sprawę, że nie czuję nóg. Nie mogłam się poruszyć.

Zostałam wówczas szybko przetransportowana śmigłowcem do Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie, gdzie okazało się, że mam wybuchowe złamanie kręgosłupa lędźwiowego. Skutkowało to porażeniem wiotkim kończyn dolnych oraz dysfunkcją neurogenną pęcherza moczowego.

Zespół tamtejszych lekarzy zdecydował się natychmiast operować. Pamiątką po tym zabiegu były dwie tytanowe śruby. Z placówki w Koszalinie pojechałam do rodzinnego Poznania, gdzie przyjęli mnie do Szpitala Ortopedyczno-Rehabilitacyjnego imienia Wiktora Degi.

Podczas intensywnej rehabilitacji, gdy ból kręgosłupa nie ustawał, lekarze zdecydowali podjąć się dwóch kolejnych operacji stabilizacji kręgów.

Razem były zatem trzy operacje na kręgosłup i czwarta operacja przepukliny przeponowej, która to okazała się kolejnym poważnym powikłaniem po wypadku.

Wówczas ciężko mi się oddychało, bardzo bolał mnie brzuch. Upraszczając sytuację, wyjaśnię tylko, że przez obecność wskazanej przepukliny, jelita znajdowały się tuż pod płucami. Tak to wyglądało w wielkim skrócie.

Dyskomfort i dolegliwości nie ustawały, dlatego lekarze podjęli się czwartej operacji.

Następnie, cały czas będąc jeszcze w szpitalu im. Wiktora Degi, przechodziłam przez proces rehabilitacji, który trwał w sumie pięć miesięcy. Kiedy już wróciłam do domu, dojeżdżałam na ćwiczenia i terapię, żeby kontynuować rehabilitację, która w zasadzie trwa do teraz.

I po takich doświadczeniach i ciężkich przeżyciach stanęłaś znowu samodzielnie na nogi? Musisz być z siebie bardzo dumna!

Myślę że, że jest to duża zasługa lekarzy, fizjoterapeutów i całej kadry medycznej. Przede wszystkim muszę wskazać tutaj nazwisko – profesora Łukasza Kubaszewskiego, który podjął się dwóch ostatnich skomplikowanych operacji w Poznaniu. Szczególnie po przejściu tych zabiegów, uwidaczniał się duży postęp w czuciu, które szybciej powracało. Bardzo wzrosła też siła mięśniowa.

Czy myślisz, że to właśnie dzięki dyscyplinie, którą ukształtował w Tobie sport, byłaś w stanie wrócić do sprawności po wypadku?

Na pewno wiele to dało. Muszę dodać przy tym, że jestem też bardzo zadaniową osobą. Wiedziałam, że muszę działać, pracować nad sobą i pilnie rehabilitować swoje ciało.

Jednakże, co warto też tutaj podkreślić, to fakt, że w tym trudnym dla mnie czasie otrzymałam jednocześnie ogrom wsparcia. Począwszy od trafienia na świetną i profesjonalną kadrę medyczną, poprzez motywację i miłość, którą obdarzają mnie rodzice, siostry i moje przyjaciółki.

Bardzo doceniam szczęście, które paradoksalnie miałam, w takim nieszczęściu. Akceptacja tego trudnego okresu przyszła z czasem, wiadomo, że dostrzega się takie rzeczy dopiero z perspektywy mijających dni, początkowo jest bardzo ciężko, a refleksja następuje niekiedy po upływie wielu lat.

Na oddziale w Szpitalu Rehabilitacyjnym Degi poznałam też wielu ludzi, którzy tak jak ja, poddawani byli rehabilitacji. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, bo nie każdemu udało się wstać z wózka, mimo że tkwiła w nich duża doza samozaparcia, determinacji i siły woli.

Marto, co uważasz za swój największy sukces sportowy?

Na chwilę obecną każdy ukończony triathlon, to dla mnie sukces. Triathlon jest wszechstronną dyscypliną sportową, będącą kombinacją pływania, kolarstwa i biegania.

Ja biorę udział tylko w krótkich dystansach czyli 1/8 dystansu Ironman.

W grę wchodzi też dystans Sprint – to są podobne dystanse. Główny dystans, który pokonuje to 750 m pływania, 20 km roweru i 5 km biegu. I to jest odpowiedni dla mojego organizmu dystans, bo kiedy jest dłuższa trasa biegowa – np. 10 km lub tak jak w przypadku maratonu – 42 km, wówczas taki wysiłek jest już sam w sobie staje się bardzo obciążający dla kręgosłupa.

W obecnych okolicznościach muszę zrezygnować z tych dłuższych dystansów. Krótsze biegi są dla mnie bezpieczniejsze, a zajmują one trochę ponad godzinę.

Jeżeli zatem chodzi o moje sukcesy sportowe, to po każdym wspomnianym triathlonie czuję się zawsze bardzo usatysfakcjonowana i spełniona. Czasami mniej lub bardziej, wiadomo, że coś wyjdzie lepiej, a coś gorzej. Sukces, który wspominam z bardzo dużym sentymentem, to czas, kiedy startowałam w czerwcu w Para Pucharze Świata we Francji i zajęłam drugie miejsce.

A co byłoby taką złotą radą dla osób, które niekiedy przez wzgląd na swoją niepełnosprawność wahają się przed podjęciem jakichkolwiek wyzwań sportowych?

Myślę, że takich rad z pewnością byłoby kilka. Jeżeli ktoś czuje się niepewnie, to zawsze może po prostu próbować i sprawdzić swoje możliwości.

Bez wątpienia zawsze warto próbować. Choćby wybrać się do Białegostoku, gdzie odbywają się Mistrzostwa Polski w Paratriathlonie. Zawody te odbywają się nieprzerwanie od 2019 roku. Uczestniczę w nich. Na tegorocznych zawodach niestety nie mogłam być z powodu kontuzji. Na dwóch pierwszych może nie pojawiło się aż tak wielu zawodników, jednak uważam, że z czasem będzie ich coraz więcej.

Uczestniczenie w takim wydarzeniu jest bardzo motywujące – bo patrzy się wówczas z dystansem na własne problemy. Kibicuje się zatem mocniej i jeszcze chętniej. Powtórzę się, ale myślę, że to istotne. Należy po prosu podejmować próby i się nie bać.

Zawsze można iść na taki trening, czy już nawet same zawody z kimś bliskim – przyjacielem czy członkiem rodziny. Próbować i rozmawiać o swoich wątpliwościach, przebiec na początek krótki dystans – chociażby 500 metrów, ale nie poddawać się.

I najważniejsze – robić to zwyczajnie dla własnej przyjemności i czerpać radość ze swoich prób i wysiłków.

Jak można walczyć ze stereotypem, że sport przeznaczony jest dla osób pełnosprawnych?

Zdecydowanie zbyt mało miejsca poświęcone jest w mediach parasportowi – wyraźnie więcej zainteresowania ze strony telewizji czy prasy, kierowane jest w stronę wyzwań pełnosprawnych zawodników.

Muszę jednak przyznać, że powoli wiele się zmienia w tym temacie – chociażby ostatnie Letnie Igrzyska Paraolimpijskie, które były transmitowane w naszym kraju.

Sport osób z niepełnosprawnością należy zwyczajnie jak najwięcej promować. Robi tak wiele fundacji – chociażby fundacja Martyny Wojciechowskiej, która wspiera kobiety z niepełnosprawnościami.

Trzeba docierać do tych osób i starać się opowiadać ich historie, bo jest wielu ludzi, którzy albo urodzili się z niepełnosprawnością albo nabyli ją w przeciągu życia.

Jeżeli mowa o niepełnosprawności nabytej – na początku jest bardzo trudno znaleźć w sobie siłę do walki, jednak są osoby, które ją podjęły i teraz dokonują niezwykłych rzeczy!

Najważniejsze jednak, że pokazują swoim życiem, jak wiele przeciwności losu człowiek jest w stanie przezwyciężyć, jeśli się nie poddaje.

Co jest Twoim największym sukcesem życiowym?

Na pewno cały okres rehabilitacji i powrotu do zdrowia oraz to, że w tym samym czasie udało mi się jeszcze dostać na studia medyczne. Myślę, że to największy sukces, ale nie mogę też zapominać o tym, iż miałam ogromne szczęście podczas całego tego procesu. Czuję się z siebie dumna i z faktu, że nigdy się nie poddawałam i dążyłam do wyznaczonego celu. W zamierzeniu chciałam po prostu osiągnąć jak największy progres. Motywuje mnie to do dalszego działania. Nie poprzestaję jednak na tym i uparcie dążę do pracy nad sobą.

Co daje Ci uprawianie sportu tak na co dzień?

Przynosi mi na pewno satysfakcję i zwiększa pewność siebie. Zwyczajnie – sport to zdrowie! Pływanie działa na przykład bardzo korzystnie na bóle kręgosłupa – widzę to po sobie.

Częste wizyty na basenie, łagodzą ból i sprawiają, że odczuwam tym samym mniejsze dolegliwości. Kiedy zrobię sobie jakąś dłuższą przerwę w treningach, od razu rzutuje to na moje ciało czy kręgosłup. Współcześnie ludzie dużo pracują i siedzą przy biurkach, a jest to bardzo niebezpieczne, bo ciało człowieka zostało stworzone do ruchu. Wówczas mamy od razu lepsze samopoczucie!

Jeżeli chodzi natomiast o mnie – osobiście, kiedy cofam się myślami do tego wymagającego czasu, kiedy unieruchomiona leżałam w szpitalu, a teraz mogę zwyczajnie założyć buty i iść pobiegać, przychodzi mi do głowy refleksja.

Daje mi to sporo do myślenia i sprawia, że budzi się we mnie ogromna wdzięczność za to, co mam i w jakim punkcie znajduje się obecnie.

Fakt, że aktualnie mogę biegać i uprawiać różne sporty przynosi mi też wielką radość! A samo wspomnienie minionych wydarzeń z przeszłości bardzo mnie motywuje i napędza, w momentach, gdy zwyczajnie nie mam ochoty biegać.

Wtedy sięgam pamięcią do tego wymagającego czasu i po prostu zakładam buty, by wyjść pobiegać.

Dziękuję za pouczającą rozmowę i życzę powodzenia!

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030.
Logo Narodowego Instytutu Wolności

Dodaj komentarz