Wielka Sobota to z jednej strony czas ciszy, a z drugiej ogromnej nadziei zapośredniczonej w przekonaniu, że wiara wciąż ma sens, że to nie koniec, że coś jeszcze się wydarzy.
Wielka Sobota to również dla chrześcijanina przygotowywanie się na wielką radość. To w ten właśnie dzień w tradycji kościoła święci się pokarmy.
Przed północą odprawiana jest Wigilia Paschalna, czyli celebracja przejścia (paschy) ze śmierci do nowego życia poprzez zmartwychwstanie.
Nasuwa mi się nieuniknione skojarzenie z rytuałami przejścia. Istnieją one w antropologii kulturowej i zostały wprowadzone do tej dziedziny nauki przez Arnolda van Gennepa. W dużym skrócie i uproszczeniu polegają one na zmianie statusu społecznego. Zaliczamy do nich takie obrzędy w kulturze jak między innymi: ślub, chrzest, narodziny czy śmierć.
Wielka Sobota mogłaby wpisywać się (według mnie) w środkową fazę tych obrzędów – fazę liminalną, czyli tak zwany moment zawieszenia, w którym wierzący oczekują jakiejś zmiany (w tym przypadku będzie to zmartwychwstanie), ale jeszcze nie mają pewności, co się za tym wszystkim kryje. Czy coś się wydarzy? Czy nasza wiara zostanie doceniona? Wynagrodzona?
Co ciekawe, Łukasz Ewangelista, snując narrację w Piśmie Świętym, nie z mężczyzn, a z kobiet czyni osoby,które są niosącymi Dobrą Nowinę – niejako wyprzedzają one Apostołów i jako pierwsze odwiedzają grób, który jest już pusty:
„W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły, skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu został odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: «Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie»”.
Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary. Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało” (24, 1-12)
W Piśmie Świętym kobiety raczej milczą, w tym jednak momencie grają jedną z najważniejszych ról. Zapowiadają zmartwychwstanie. Nie ma dla chrześcijanina ważniejszego wydarzenia niż zwycięstwo Boga-człowieka nad skończonością i przekroczenie czasu teraźniejszego na rzecz wieczności.
Pozostając w ciszy, człowiek wierzący w obecnych czasach ma świadomość, że jego oczekiwanie ma sens, a wiara(chociaż wystawiona na największą z prób), wydała owoce. Współcześnie chrześcijanie wiedzą, że po dniu ciszy i smutku, nadejdzie ogromna radość. Zachowana została jednakże symbolika Triduum Paschalnego.
Usiłując wczuć się w okoliczności, które miały miejsce dwa tysiące lat temu, myślę sobie, że wiara żyjących wtedy ludzi musiała zostać poddana jeszcze większej próbie.
Parafrazując słowa z Biblii i odnosząc je do dnia Wielkiej Soboty można by powiedzieć: „Jeszcze nie widziały, a uwierzyły”.
Czyż na tym właśnie nie polega siła nadziei, która w tym dniu i wydarzeniach Wielkiej Soboty zyskuje jak gdyby głębszy wymiar?
W ciszy i zwątpieniu pojawia się cień możliwości, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze nadejdzie zbawienie. Myślę, że to jest największy potencjał i moc Wielkiej Soboty – wielkie wyczekiwanie w ciszy na wielki okrzyk radości.