Przyjście na świat Chrystusa – wydarzenie, które zmieni wszystko jest niezwykle proste.
Nie towarzyszą mu fanfary, wiwat, gromkie brawa, ale skromna oprawa i tajemnica.
Jezus – mały Bóg leży na sianie, w ukryciu przed człowiekiem, za którego kiedyś odda życie. Tak jakby chciał nam powiedzieć, że wielcy ludzie rodzą się w ciszy, w biedzie, z dala od ważnych spraw i władców tej Ziemi.
Wszystko, czego kiedyś dokona, będzie się działo w ukryciu, po to, jak sadzę, by pokazać, że dobro czyni się bezinteresownie, nie dla uznania i poklasku. Największą nagrodą za życzliwe uczynki ma być przecież radość bliźniego.
Niezwykłym darem, jaki rodzi się wraz z Jezusem i jaki Bóg mógł nam ofiarować zsyłając swego Syna jest nadzieja, nadzieja na przyszłość życia wiecznego.
Narodziny Jezusa są początkiem czegoś nowego, światłem dla idących w ciemności.
I chociaż życie wiele razy zatoczy krąg, ludzie setki razy wybiorą drogę w mroku, nie znikną złe emocje i negatywna energia, nadzieja zawsze pozostanie pod postacią Boga w człowieku, który wolał skromne progi stajenki od bogactwa i przepychu pałaców.
Przyszedł bowiem do bogatych i biednych, do króli i żebraków, a każdemu z nich bez wyjątku otworzył drzwi. Na oścież.