Przejdź do treści

Opowieść o Mateuszu, który nawet z balkonu nie mógł się rzucić

Zaczęło się od tego, że kupiłem motocykl. Nie byłem jakimś wielkim fanem tych maszyn. Ot, taki młodzieńcza fanaberia. Tak jak szkoła średnia, którą wybrałem. Wyuczyłem się na kucharza małej gastronomii, ale pracy w tym zawodzie nawet nie zamierzałem szukać.

Tamtego, najważniejszego dla mnie dnia sierpnia 2018 roku byłem zwykłym 26-letnim chłopakiem, który pracował w fabryce mebli, wyjeżdżał czasem za granicę, żeby dorobić, a mieszkał razem z matką w miejscowości Oleszyce na Podkarpaciu na II piętrze bloku bez windy – co jest ważne dla późniejszych wydarzeń.

Nie byłem pod wpływem. Nie piłem, nie paliłem, nie „brałem”. Jeśli już byłem odurzony to pędem powietrza i poczuciem wolności, które daje jazda na motocyklu. Tej wolności zaznałem tamtego dnia zaledwie przez 200, może 300 metrów. Wsiadłem na motocykl, wyjechałem sprzed domu i … „wyłożyłem się” na najbliższym zakręcie. Do dziś nie wiem i już się nie dowiem, dlaczego wtedy straciłem panowanie nad maszyną.

Wypadku nie pamiętam. Ludzie opowiadali, że ktoś wezwał pogotowie ratunkowe, że przewieźli mnie karetką na pobliski stadion, bo tylko tam mógł wylądować helikopter ratowniczy, który zabrał mnie do szpitala w Rzeszowie. Tam, po czterech dniach odzyskałem wprawdzie przytomność, ale nie dawne życie. Spadając z motocykla uszkodziłem kręgosłup na odcinku piersiowym i doznałem paraliżu obu nóg.

„Przecież ja kiedyś wstanę i pójdę”. Tak myślałem leżąc najpierw na łóżkach szpitalnych oddziałów, a potem ćwicząc w kolejnych ośrodkach rehabilitacyjnych. Głęboko wierzyłem, że po tych wszystkich kuracjach wstanę z wózka inwalidzkiego, złożę go i oddam, bo już nie będzie mi potrzebny. Łapałem się więc każdej przysłowiowej deski ratunku. Na rehabilitację, szukanie nowych metod leczenia wydawałem wszystkie pieniądze jakie miałem. Przeszedłem nawet zabieg przeszczepu komórek macierzystych. A poprawy żadnej nie było…

Obraziłem się na życie. Gdy „deski ratunkowe” i pieniądze się skończyły, przywieźli mnie z powrotem do mieszkania na II piętrze bloku bez windy. Każdy dzień wyglądał tak samo: spanie, jedzenie, toaleta, oglądanie telewizji. Mama ubrała, mama umyła, mama podprowadziła wózek, mama wszystko pod nos podstawiła. A ja nawet na wózku na balkon nie mogłem wjechać żeby z niego wyskoczyć, bo próg był za duży, a co dopiero wydostać się z mieszkania. Gapiłem się więc z daleka na świat za oknem i myślałem, że takie życie to nie życie, więc po co je ciągnąć…?

Iskrę nadziei rozpalił na nowo post na Facebook-u. Trafiłem na profil konińskiej Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ i znalazłem informację o tzw. mieszkaniach treningowych, dla osób, które nagle stały się niepełnosprawne. „-Jest szansa, żeby w końcu wydostać się z tych czterech ścian” – pomyślałem wpatrując się w zdjęcia i czytając wpisy. Szybko wysłałem formularz rekrutacyjny. Potem było jeszcze szybciej. Telefon z Fundacji, rozmowa on-line z jej szefową i instruktorem niezależnego życia, a po dziewięciu dniach byłem już w Koninie.

Zęby mnie bolały od zaciskania. Bo każdej, najmniejszej, codziennej czynności w sypialni, kuchni, łazience, na schodach, w pomieszczeniach i na zewnątrz, które kiedyś wykonywałem machinalnie, bez zastanawiania, teraz uczyłem się od początku. I nikt tam się ze mną nie „cackał”. Wiecie, że po kilku dniach wypuścili mnie samego na miasto. Musiałem sam wsiąść do autobusu, dojechać w wyznaczone miejsce i wysiąść z niego. Nie wiedziałem, że ze mną jedzie asystent i mnie asekuruje. A potem wrzucili mnie na jeszcze głębszą wodę – do mieszkania treningowego, w którym asystent był tylko przez kilka godzin.

Zajęcia za zajęciami, dzień za dniem, tygodnie za tygodniami – nabierałem coraz większej sprawności manualnej i samodzielności. Jedne nauki przychodziły z trudem, inne jakby mimochodem – uświadamiałem sobie, że coś potrafię zrobić, gdy inni zwrócili na to uwagę. Do domu pojechałem dopiero na Boże Narodzenie. I znowu utknąłem w bloku, i znowu szczęśliwa mama znowu zaczęła mnie we wszystkim wyręczać. A mnie się spodobało, że to wszystko to ja już robię sam. I taka we mnie myśl zakiełkowała, żeby wrócić do Konina. Ba! Łatwiej postanowić, niż zrobić…

Problemy piętrzyły się. Bo w Koninie ani nie byłem zameldowany, ani nie miałem mieszkania, ani pracy. A do tego jeszcze wybuchła pandemia Covid-19, więc musiałem opuścić fundacyjne mieszkanie treningowe. Uparłem się jednak, że w Koninie zostanę. Po wielu perypetiach, wspólnie z koleżanką znaleźliśmy mieszkanie, do którego mogliśmy się swobodnie dostać na wózkach. Zostałem wolontariuszem Fundacji, potem ukończyłem kurs dla instruktorów niezależnego życia. Teraz jestem stażystą Fundacji i wierzę, że będę w niej dalej pracować.

Wypadałoby teraz rodzinę założyć. Tak sobie planuję po cichu. No bo skoro i samodzielny już jestem, i mieszkać mam gdzie, i samochodem własnym jeżdżę i nadzieje poważne na stałą pracę mam… A to wszystko osiągnąłem w niecałe 3 lata od wypadku. Teraz pomagam innym. Żeby na życie się nie obrażali, tylko brali z niego garściami jak najwięcej. A czy to będą robili na stojąco, czy na siedząco – to nie ważne. Ważne, aby mieli gdzie się tego nauczyć. Dlatego pomóż i zbuduj z nami Osadę Janaszkowo.

MATEUSZ Zając (29 lat, Oleszyce – Konin)

Dlaczego Mirosław, Karolina, Małgorzata, Eryk, Darek i Jacek, Marta oraz wiele innych osób potrzebują Osady Janaszkowo?

Historie kolejnych OSADNIKÓW poznasz w następnych informacjach prasowych.

OSADA JANASZKOWO

Nowoczesny kompleks rehabilitacyjno – treningowo – wytchnieniowy, który będzie udzielał specjalistycznej, nieodpłatnej pomocy osobom z niepełnosprawnościami i ich bliskim z całej Polski. Osada powstaje w Wąsoszach pod Koninem nad brzegiem Jeziora Mikorzyńskiego i będzie składała się z czterech części:

– mieszkań treningowych dla osób, które niepełnosprawność uwięziła w domach, aby w kilka miesięcy nauczyli się jak żyć niezależnie;

– mieszkań wspomaganych dla osób z niepełnosprawnościami, które potrzebują pomocy asystenta w codziennych czynnościach;

– części tzw. wytchnieniowej, która powstaje z myślą o rodzicach i opiekunach osób z niepełnosprawnościami, aby mogli przenieść swoje dziecko, podopiecznego w bezpieczne miejsce pod troskliwą opiekę specjalistów; w okresie letnim to właśnie tutaj będą organizowane także wakacje z treningami samodzielności dla dzieci z niepełnosprawnościami;

– części rehabilitacyjnej, w której specjaliści będą diagnozować, prowadzić fizjoterapię, zajęcia rehabilitacyjne, aktywną rehabilitację, naukę pokonywania barier, tu będzie system pragma, fizjoterapia i terapia takimi metodami jak mapowanie QEEG, mikropolaryzacja mózgu tDSC, komunikacja przy pomocy Cyber-Oka.

Realizatorem OSADY JANASZKOWO jest Fundacja im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ z Konina, która kontynuując dzieło swojego Patrona, od ponad 17 lat pomaga osobom z niepełnosprawnościami żyć niezależnie, samodzielnie i godnie.

Więcej o OSADZIE JANASZKOWO: https://osadajanaszkowo.pl

Więcej o działaniach Fundacji PODAJ DALEJ: https://podajdalej.org.pl  oraz

na Facebook/FundacjaPodajDalej

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030.

Logo Narodowego Instytutu Wolności

Dodaj komentarz