Informujemy o sytuacji, która miała miejsce zaledwie dwa dni temu na dworcu Poznań Główny w stolicy Wielkopolski.
Na miejscu odbywała się próbna ewakuacja klientów i pasażerów PKP. Pech chciał, że we wspomnianej przestrzeni znajdował się wówczas mężczyzna na wózku. W okolicznościach ewakuowania ludzi wyłączono windy i pasażer nie mógł się wydostać ze stacji kolejowej.
Mężczyzna był z żoną i oboje prosili o pomoc pracowników, niestety bezskutecznie.Jak teraz sprawę wyjaśnia PKP?
Próbna ewakuacja była zaplanowana od godziny 9.00 do 10.00. W tym czasie z głośników w Avenidzie i na dworcu nadawano komunikaty nakazujące wszystkim obecnym opuszczenie budynków ze względu na zagrożenie. Jak tłumaczyła zaistniałą sytuację Katarzyna Korpak, dyrektor Avenidy, ze względu na ochronę przeciwpożarową duże obiekty, właśnie takie jak dworce czy centra handlowe, mają ustawowy obowiązek przeprowadzania tego typu ćwiczeń przynajmniej raz na 2 lata – czytamy na stronie www.tenpoznan.pl.
O ewakuacji zawiadomieni zostali wcześniej mundurowi, a także pracownicy obu obiektów, odpowiedzialni za kwestie bezpieczeństwa. Nie mogli natomiast zostać o niej poinformowani klienci i pasażerowie – dla nich wszystko było jasne dopiero, gdy komunikaty z głośników nakazały im jak najszybciej opuścić budynki.
Wróćmy do bohaterów tego artykułu. Małżeństwo przybyło do Poznania z Ostrowa Wielkopolskiego do lekarza i utknęło na peronie. W pełni sprawni ludzie mogli się wydostać, ale mężczyzna na wózku – nie miał takiej opcji – i on, i żona byli wystraszeni, bo nie wiedzieli, że to tylko ćwiczenia.
Kobieta krzyczała, prosiła także personel dworca, ale nikt nie udzielił im wsparcia. Opuścili peron dopiero wtedy, gdy próbna ewakuacja się zakończyła i windy znów mogły ruszyć.
Bartłomiej Sarna z PKP w następujący sposób tłumaczył się na antenie Radia Poznań:
– Powodem nieudzielenia pomocy małżeństwu na peronie był fakt, że ćwiczenia dotyczyły tylko budynku dworca, a peronów już nie obejmowały – tak przewidywał scenariusz ćwiczeń. Gdyby ewakuacja dotyczyła także terenu stacji, a więc i peronów, wtedy trzeba byłoby wstrzymać ruch pociągów i kazać ludziom opuścić teren dworca oraz tunelu. Dlatego ochrona nie pomogła niepełnosprawnemu mężczyźnie – bo on nie musiał się ewakuować – podsumowuje B. Sarna.
Tłumaczenie Bartłomieja Sarny nie jest dość przekonujące. Pozostaje również pytanie, dlaczego informacja o tym, że podróżni na peronach nie muszą się ewakuować, nie została zawarta w komunikatach z głośników? Małżeństwo na peronie było przekonane, że ma natychmiast opuścić budynek. Nie wiadomo również, dlaczego nikt z personelu nie wyjaśnił tego kobiecie, gdy ta wołała panicznie o pomoc.
No i oczywiście nadal otwarta jest kwestia, jak wyglądałby „plan” ewakuacji osób niepełnosprawnych, gdyby jednak dotyczyła ona też peronów i przejść podziemnych.
Bo wyłączenie wind i ruchomych schodów powoduje, że osoby z niepełnosprawnościami nie mają szans na opuszczenie zagrożonego terenu.
Pozostaje również jeszcze jedna rzecz, której nie uwzględniono. Na terenie dworca często przemieszczają się obcokrajowcy – w końcu do Poznania kursują też pociągi międzynarodowe, więc cudzoziemców jest sporo. Wielu z nich podobnie nie opuściło przestrzeni dworca, bo nie zrozumiało komunikatu, jako że był wygłoszony wyłącznie po polsku.
Pracownik PKP tłumaczył, że to język polski jest używany przez większość osób korzystających z dworca, dlatego komunikat był po polsku. Ale oczywiście PKP może rozważyć podanie wersji anglojęzycznej przy kolejnych ewakuacjach – dodał.
Kuriozalna sytuacja! Przede wszystkim przeraża jakikolwiek brak strategii, ale – co nie mniej ważne – mierzi też fakt, że nikt nie pofatygował się nawet zwyczajnie po to, by uspokoić wystraszonych ludzi. Brak komunikacji w przypadku, kiedy żona mężczyzny dosłownie błagała o pomoc. Taka ignorancja i brak empatii sprawiają, że czasami zwyczajnie brakuje mi słów…