Przez okno już nie widzę nic. Kiedyś rosła za nim jabłoń okryta kwiatami, teraz prześwituje pustka bezludnych brukowanych ulic.
Nie zauważyłam, kiedy jej liście pożółkły, a jabłka przestały dojrzewać. Myślę, że uderzyło to mój wzrok dopiero teraz, bo traktowałam to drzewo, jako oczywistość wpisaną na zawsze w porządek tego świata. Moja jabłoń i ja.
Kiedyś, gdy spacerowałam nie śledziłam wzrokiem saren przemykających przez las, a nasze oczy nie spotykały się z zainteresowaniem. Sarny po prostu były.
Teraz niebo jest bardziej bezchmurne niż to zwykle bywało, a w czasie, w którym je obserwuję, dociera do mnie jak rzadko pada deszcz.
Ten krótki wstęp został zainspirowany opublikowanym niedawno felietonem Olgi Tokarczuk pod tytułem „Okno”.
„Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno” – pisze noblistka.
Pisarka odnosi się w nim do problemu, który być może zauważało wielu, lecz niewielu potrafiłoby go z taką wnikliwością opisać. Wirus spowolnił nasze życie, zatrzymał nas w pół drogi donikąd i przypomniał o jego kruchości, przypomniał o śmiertelności.
Rzeczywistość jest siecią zależności, a my jesteśmy jej składowym elementem jak trybik w machinie. Przypomniał nam prawdę dość oczywistą, ale dla wielu nieuświadomioną, że nie jesteśmy Panami wszechświata, ale jednym z jego elementów.
Nie dowodzimy nim, a jedynie go współtworzymy i nie wszystko nam się nie należy. W drodze do pracy, często mijałam innych ludzi, przesuwających się przed oczyma jak klatki filmowe. Myślałam, że ten film ma zawrotne tempo, że to nie ma sensu i kiedyś się skończy.
Olga Tokarczuk z szóstym zmysłem właściwym pisarce, pokazuje absurd, który sami wytworzyliśmy, podkopując korzenie, z jakich wyrośliśmy. Teraz jest czas żeby do nich powrócić.
Cały felieton Olgi Tokarczuk pod tytułem „Okno” dostępny jest tutaj.