Przejdź do treści

Gospoda Pod Aniołem: połączenie innowacyjności z tradycją

Na zdjęciu zabytkowy budynek Gospody Pod Aniołem w Kicinie

Zapadał już zmrok, kiedy postanowiłam rzucić trochę światła na intrygującą mnie od zawsze sprawę istnienia tajemniczego, zabytkowego budynku w Kicinie.

Wiedziałam, że w przeszłości pełnił on rozmaite funkcje, ale nic więcej ponadto. Przyciągał mnie swoim niepospolitym wyglądem, zwyczajnie wyróżniał się na tle krajobrazu. Obecnie gospodarzem tego miejsca jest Jerzy Majchrzak – świetny inżynier, posiadający tytuł profesora i człowiek o nietuzinkowych pomysłach oraz ogromnej wyobraźni – wynalazca, autor rozmaitych projektów, a także malarz-artysta.

To dzięki niemu, gospoda zachowała walory unikalnej przestrzeni – w której innowacyjność przeplata się ze sztuką, a nowe z minionym. Razem z nim postaram się opowiedzieć dziś historię Gospody Pod Aniołem, która z pewnością nie należy do typowych.

Z zewnątrz staranne budownictwo, skrywa jednak znamiona czasu. Zakotwiczone jest ono w polsko-niemieckiej przeszłości tego miejsca.

W celu zrozumienia ówczesnych realiów należy cofnąć się do roku 1910 i przywołać okres w dziejach, kiedy to w Kicinie działała jeszcze Komisja Kolonizacyjna – wspomina Pan Jerzy, oprowadzając mnie po podwórzu.

Wykupując folwark Niemcy umieścili w gospodarstwach 36 swoich rodaków. Gesthaus Engel, bo tak nazywała się wówczas gospoda została wzniesiona w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku między innymi dzięki pomocy Kolonistów. Zastąpiła ona funkcjonującą tutaj niegdyś karczmę. Władze niemieckie chciały zrobić z tego budynku centrum, które tętniłoby życiem wiejskiej społeczności – dodaje.

Gospodarzem był Wilhelm Baum – z zawodu rzeźnik. Postanowił on zainwestować w pewien plan, który przyniósłby mu dochodowy interes. Podjął współpracę z Rzeźnią Miejską w Poznaniu. Jego gospoda – położona przy jednym ze szlaków handlowych miała stać się przestrzenią spędu i skupu bydła dla poznańskiej rzeźni – mówi Majchrzak.

Zaangażowanie się w biznes z poznańską rzeźnią nadało Baumowi jeszcze większej wiarygodności i bank kredytowy zdecydował się zainwestować pieniądze, które gospodarz miał przeznaczyć na zrealizowanie swojego marzenia. Bydło było pędzone traktem od strony Gniezna z Kicina i całej okolicy. W gospodzie trzymano i skupowano zwierzęta, by następnie na wozach konnych dostać się do rzeźni na Garbarach. Tam, gdzie dzisiaj mieści się klub Jutrzenka dawnymi czasy usytuowany był okólnik dla bydła – stwierdza mój rozmówca.

Wchodząc w progi posesji, mój wzrok oprócz oczywiście głównego budynku przyciągnęła inna budowla niedużych rozmiarów. Pełniła ona w przeszłości funkcję ubojni i wędzarni – wyjaśnia Pan Jerzy.

Można było tam skosztować własnych wyrobów Wilhelma Bauma, prowadził on sprzedaż wysokiej jakości trunków, a także wynajmował pokoje gościnne.

W gospodzie mieściła się też sala widowiskowa, w której znajdowała się scena i bar z likiernią dla zamożnej klienteli.

Trzeba zwrócić uwagę na tamte czasy, kiedy podróżowano pieszo albo na koniach. Jak można się spodziewać po prawdziwej przystani, znajdowała się tam również stajnia, z której korzystali bogaci goście. Do uwiązania koni pozostałych interesantów przeznaczony był specjalny drąg – komentuje Majchrzak, pokazując mi dawną przestrzeń, w której odpoczywały konie.

W przewodnikach natomiast można znaleźć informację, która wskazuje, że znajdujący się w pobliżu gospody podcieniony budynek był kuźnią – jest to nieprawda. Jerzy Majchrzak sprostował ten błąd, wyjaśniając, że pełnił on funkcję stajni.

Niedługo po tym, jak Wilhelm Baum rozkręcił swój interes był już rok 1914, a więc czas wybuchu I wojny światowej. Właściciela gospody zmobilizowano do armii. W wojsku Wilhelm pełnił funkcję sierżanta i to dzięki niemu właśnie zawarł jedną z najcenniejszych znajomości. Mianowicie zaprzyjaźnił się on z Andrzejem Piechockim – Polakiem, pochodzącym z Pakosławia. Piechocki był nie tylko sierżantem, ale i wybornym rzeźnikiem.

Obu wojskowych połączyła silna relacja. Wraz z niepodległością naszego kraju, a więc końcem wojny nastąpiła masowa emigracja mieszkających tutaj obywateli Niemiec – podkreśla właściciel obiektu.

Wtedy to, chcąc mieć jakiś wpływ na to, kto przejmie po nim piękną gospodę, Baum postanowił przepisać gospodarstwo na wspomnianego wcześniej Piechockiego – chciał on, by wszystko trafiło w dobre ręce zdolnego rzemieślnika – uśmiecha się Majchrzak.

Ród Piechockich zamieszkał w Kicinie około roku 1920 i kontynuował, to, co stworzyli Niemcy. Gospoda tętniła życiem – prowadzono tam masarnię oraz sklep. Było to miejsce rozrywki, przedstawień, zabaw.

W 1923 roku odbywało się w gospodzie zebranie Kola Rolniczego, podczas którego powstał pomysł budowy figury Najświętszego Serca Jezusowego. Inicjatywa ta miała być podziękowaniem za odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Dzięki Akumulatorom w Centrze już wówczas w budynku była zapewniona elektryczność. A wszystko za sprawą znajdujących się tam baterii – generatorów.

Andrzej Piechocki, jako dobry rzeźnik przekazał tajniki swojego zawodu kolejnemu pokoleniu, trzem swoim synom. Tak się później ułożyło, że jeden z nich Czesław zyska nowego zięcia, którym zostanie nie kto inny, tyko Jerzy Majchrzak.

Po zakończeniu II wojny światowej w budynku dzierżawiła pomieszczenia Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska, cały czas funkcjonował sklep i tak zwana klubokawiarnia. Nadal tętniło życie – w Sali odbywały się zabawy, a później dyskoteki, przyjeżdżało objazdowe kino.

Zgodnie z nową modą belkowany sufit zakryto sklejkową boazerią, w ścianie wybito okienko tak zwane wydawki, ale szczęśliwie budynek przetrwał bez większych zmian i zniszczeń dzięki staraniom gospodarzy.

Kolejne pokolenie sierżanta Piechockiego odziedziczyło po nim spryt i przedsiębiorczość – prawnukowie prowadzą obecnie w miejscu dawnej gospody rodzinną firmę handlowo-produkcyjną „Ekogenerator” dbając, by dobrze prosperowała.

Wizyta u Profesora Majchrzaka wiele mnie nauczyła. Zrozumiałam jak ważna jest wierność pasji i tradycja, która przenoszona i zaszczepiana młodszym generacjom ma szansę przetrwać w ich dziełach, obrazach, wynalazkach.

Tak naprawdę sztukę i technikę łączy jedno – innowacyjność i pomysłowość, dzięki której rzeczy niegdyś zaczęte mogą być kontynuowane do dziś i stanowić świadectwo geniuszu ludzkiego umysłu.