Przejdź do treści

Jestem dorosły, traktuj mnie poważnie

Na zdjęciu osoba na wózku z opiekunem w otoczeniu drzew

Chciałabym dzisiaj poruszyć bardzo ważny temat infantylizacji osób niepełnosprawnych. Często bowiem bywa, że przez wzgląd (tak myślę) na niepełnosprawność, osoby z dysfunkcjami sprowadzane są do poziomu dziecka i traktowane niepoważnie.

Któż z nas, niepełnosprawnych nie spotkał się chociażby ze zdrabnianiem imienia czy „spieszczeniami” naszych części ciała, które objęte są dysfunkcją.

Zwroty niektórych ludzi (którzy często mogą nie zdawać sobie z tego sprawy) typu: „boli Cię nóżka”?, „nie masz siły w rączkach” itp., choć często wypowiadane nieświadomie wyzwalają ukryte sprowadzanie dorosłego człowieka z niepełnosprawnością do poziomu nieporadnego przedszkolaka, który potrzebuje we wszystkim asysty.

Faktem jest, że wsparcie jest niekiedy niezbędne, ale nie ma to nic wspólnego z wyręczaniem i nie daje prawa do traktowania nas bez szacunku, niepoważnie i z brakiem wiary w nasze możliwości.

Pamiętam taki przykład z psychologii: nie należy wyręczać we wszystkim niepełnosprawnego, trzeba dać mu szansę, by (dla zobrazowania sytuacji): umył szklankę, (chociaż wiemy, że z powodu swojej niepełnosprawności ma problem z precyzją ruchów), ale nie oburzać się, kiedy zbije naczynie.

Zdaję sobie sprawę, że najczęściej tego typu sformułowania, spieszczenia, zdrobnienia nie wiążą się ze złymi intencjami, a nawet czasem przez tych ludzi traktowane są jako przejaw empatii czy współczucia, jednak chodziłoby mi bardziej o skutek czy raczej konsekwencje, jakie niesie za sobą przyzwolenie na odnoszenie się do nas, niepełnosprawnych w ten sposób…

Jeżeli nie będziemy reagować na tego typu zachowania, pozwolimy wtłoczyć się w ramy, damy cichą zgodę na powielanie stereotypów na temat osób niepełnosprawnych, jako niesamodzielnych oraz niezaradnych życiowo.

Czy tego właśnie chcemy? Przymykania oczu na szerzenie nieprawdy? Ponadto, istnieje jeszcze jeden argument w tym temacie.

Ignorując ukrytą infantylizację i powodując, że otoczenie umniejsza nasze umiejętności, niekiedy może to wywołać „efekt uwierzenia”. O co mi chodzi?

Jeśli ludzie w naszej najbliższej przestrzeni, np. rodzina, przyjaciele, znajomi, powtarzają nieustannie te pieszczotliwe zwroty, traktując nas przy tym jak dzieci, po trzydziestce możemy obudzić się z przekonaniem, że właściwie to oni wszyscy mają rację, bo jesteśmy niedojrzali i niezdolni do zmian i dużych rzeczy.

Oczywiście, należy koniecznie zaznaczyć tutaj, że mam na myśli osoby, które są dotknięte niepełnosprawnością, w stopniu, który nie utrudnia im funkcjonowania i nie wpływa bezpośrednio na poziom ich samodzielności.

Mam na uwadze grupę, do której sama należę z wyłączeniem głębokiej niepełnosprawności i osób w pełni zależnych od czyjejś pomocy.

Obracam się w środowisku osób niepełnosprawnych i zauważyłam na jak wielkie rzeczy stać wielu z nich. Problem polega tylko na tym, że trudno im uwierzyć w siebie, kiedy wątpi w nie cały świat, traktując jak niesamodzielne dzieci.

Odbija się to nie tylko w języku, natomiast to za jego pośrednictwem można odczytać stosunek osób pełnosprawnych do ich niepełnosprawnych rówieśników. Chcąc coś zmienić należy reagować. Tyle w temacie. Jestem dorosły, traktuj mnie poważnie.