Idą Święta… Słyszymy, odkąd minął 1 listopada. I chociaż do momentu zanim usiądziemy razem przy wigilijnym stole są jeszcze jakieś dwa miesiące, wszędzie już da się odczuć świąteczną atmosferę.
Na ulicach girlandy, wokół kolorowe światełka, powietrze pachnie świeżym świerkiem. Ludzie wprost kochają nastrój Bożego Narodzenia – mogą wówczas kupować prezenty, gotować wykwintne potrawy.
Jedyne, co mi przeszkadza, to fakt, że w tym całym zamieszaniu tak naprawdę najłatwiej o nerwy: bo grzybowa nie wyszła, bo za mało pierogów, a choinka za uboga lub za strojna – jak kto woli.
W zgiełku szybko puszczają hamulce i nietrudno od czerwonego barszczu dostać purpurowych wypieków na twarzy.
Jak przeżyć więc ten magiczny czas tak, żeby jednocześnie go nie zepsuć? Dla jednych w Święta najważniejsza jest rodzinna atmosfera, człowiek. Dla drugich Bóg, który się nim stał.
Myślę, że tak naprawdę dla wszystkich – wierzących czy niewierzących bezcenny będzie święty spokój.
Ludzie o głębokiej wierze mogą wówczas przeżywać te chwile jako wyjątkowe, natomiast inni cieszyć się zwyczajnie czasem spędzonym wśród ludzi, którzy choć często być może mają inne zdanie na temat grzybowej, zawsze wracają do jednego stołu o tej samej, niezwykłej porze roku.
I tego właśnie świętego spokoju Wam życzę Moi Drodzy…
Nie tylko od Święta…