Przejdź do treści

Razem dla Aliny, Róży i jej Taty. Razem odmieńmy ich los!

Zdjęcie: dom w płomieniach

Autor: Martyna Sergiel

Z panią Aliną Paprzycką spotkałam się jakiś czas temu. Mogłam tylko domyślać się, co ta kobieta może teraz czuć. Stracić cały dobytek życia w pożarze i trafić z rodziną (w tym niepełnosprawną córką) do ciasnej kawalerki? Tragedia.

Ktoś powie, że najważniejsze, iż przeżyli, ale zastanówmy się chwilę, jakie ta rodzina ma teraz perspektywy na przyszłość? Jakie życie zapewni swojej 30 letniej córce, która całkowicie zdana jest na wsparcie z zewnątrz? Praktycznie wylądowali na bruku, a ich dochód jest bardzo skromny. Pracuje tylko mąż (za minimalną pensję), pani Alina ma niewielki przypływ gotówki z tytułu opieki nad córką, Różą. Nie chciałabym nigdy znaleźć się w takiej sytuacji. Czasem nie docenia się tego, co się posiada, dopóki się wokół nie rozejrzy. Chciałam pomóc. I chociaż nie wiem, jaki będzie efekt, postanowiłam spisać sytuację tej rodziny. Nie dla sensacyjności, zwyczajnie z odruchu serca, by okazać wsparcie. Zapraszam do lektury. Potrzebny będzie kwadrans czasu i paczka chusteczek higienicznych.

Pani Alino proszę, aby Pani opowiedziała naszym Czytelnikom, co dokładnie wydarzyło się 16 grudnia?

Tamtego dnia mogło być około 19:00 wieczorem. Siedziałam w kuchni. Róża jeszcze spała. Mąż drzemał obok córki. Zapukała do nas sąsiadka Ola. Zapytała mnie, czy nie wyczuwam dymu w domu. Zaprzeczyłam. Wyszłam na klatkę schodową. Wtedy zauważyłam ogień i kłębiący się dym.

Kątem oka dostrzegłam zbiegającego ze strychu sąsiada z synem. Pobiegłam i obudziłam męża. Nasz dom już się palił. Mąż wziął gaśnicę, a ja zaczęłam napełniać wiadra wodą.

Powiedziałam mężowi, żeby posadził szybko Różę i wydostał psy na zewnątrz, do samochodu.

Założyłam córce kurtkę i zimową odzież. Niewiele myśląc poprosiłam męża, żeby zawiózł Różę do teściowej. Zawróciłam po najważniejsze dokumenty i ostania wydostałam się na zewnątrz. Na klatce schodowej już czekali strażacy.

Jak można Państwu na tę chwilę pomóc?

W tej chwili mieszkamy w wynajętej kawalerce. Pokój z aneksem kuchennym. Jest bardzo ciasno. Potrzebne są nam pieniądze na odbudowę domu. Na zrzutce zorganizowana jest zbiórka. Na ten moment zebraliśmy trochę ponad 17 tys. złotych. Potrzebne są większe fundusze, bo przewidywany jest gruntowny remont, praktycznie, od zera. Dach, podłogi, ściany, wszystko zrujnowane albo zalane.

Musimy zaczynać wszystko od nowa. Sytuacja jest dla nas bardzo wymagająca. Jesteśmy zmuszeni prosić o wsparcie. Straty są przeogromne, czekamy aż oceni je rzeczoznawca.

Jak funkcjonuje w tej sytuacji pani córka z niepełnosprawnością? 

Róża tęskni za domem, wypytuje. Chciałaby tam wrócić. Być może wydaje się jej, że jest na wakacjach, na jakimś turnusie poza domem i niebawem będzie mogła wrócić.

Jesteśmy teraz w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Ja nie pracuję i pobieram świadczenie pielęgnacyjne na córkę. W tej chwili to jest 2900 na rękę. Mąż zarabia minimalną krajową. Moja córka ma znaczny stopień niepełnosprawności i potrzebuje stałej opieki. Jest niezdolna do samodzielnej egzystencji. W tej chwili ma 30 lat, a choruje praktycznie od zawsze. Jak miała 6 tygodni wykryto u niej wadę serca, którą trzeba było dwukrotnie operować. Następnie zdiagnozowano refluks pęcherzowo-moczowodowy. Znów musiała przejść operację, a miała wtedy zaledwie 1,5 roku. Wykryto też torbiel podpajęczynówki w głowie. Potem zdiagnozowano porażenie mózgowe i padaczkę pooperacyjną. 37 pobytów w szpitalach. Bez przerwy przechodziła zapalenie płuc i zapalenie oskrzeli w wyniku wspomnianych wcześniej chorób. Zmagała się też z astmą oskrzelową. I tak bez przerwy. Nie poradzi sobie bez naszego wsparcia. Bardzo mało mówi i jest zupełnie uzależniona od naszej pomocy. Muszę ją ubierać i się nią zajmować. Wkłada ubranie bardzo powoli, nierzadko na lewą stronę. Nie jest zdecydowanie osobą samodzielną, chociaż teoretycznie ma już 30 lat. Trzeba jeszcze dodać, że dom niestety nie był ubezpieczony i z tego tytułu nie można oczekiwać żadnych pieniędzy.

Nie mogą liczyć na to, że czas się cofnie, a sytuacja magicznie odmieni. Nie odzyskają domu w stanie sprzed pożaru. Mają jednak nas i powinni teraz mieć nadzieję, że historia ta obudzi zwykłą ludzką solidarność.

Głęboko wierzę, że możemy pomóc! Liczy się każda złotówka! Jeżeli mój artykuł trafił do Waszych serc, drodzy Czytelnicy, nie wahajcie się dłużej i wspomóżcie panią Alinę. Każdy z nas może kiedyś potrzebować pomocy. Wolę jej udzielać, wykorzystując swoje „pióro” niż być na nią kiedykolwiek zdana. Jednak wierzę głęboko w to, że razem możemy wiele zdziałać. Razem odbudujemy to, co doszczętnie zniszczyły płomienie i wprowadzimy nadzieję do życia tej rodziny.

Razem dla Aliny, Róży i jej Taty. Razem przywróćmy wiarę w lepsze jutro. Wiarę w ludzi i świat.

Na tę chwilę zebrano około 17 tys. złotych.

O zbiórce można przeczytać tutaj.

Pod tym samym linkiem jest też opcja dokonania wpłaty.

Do końca zbiórki pozostało około 65 dni.

Dodaj komentarz