British Council zainicjowało świetną kampanię społeczną, która pokazuje, że kiedy aktor pracuje na scenie jest on przede wszystkim artystą.
Hasło przedsięwzięcia „Jestem artystą_tką” ma akcentować prawo osób niepełnosprawnych do bycia na deskach teatru i przeżywania sztuki.
Nie ma tutaj znaczenia ich fizyczność, ograniczenia ruchowe, czy dodatkowy chromosom. Ta akcja pokazuje, że największe bariery w odbiorze sztuki osób z niepełnosprawnościami stwarzają przede wszystkim widzowie.
Pomysł jest nowatorski i przełamujący schematy. Dlaczego? Bo w środowisku osób o niepełnej sprawności przyzwyczajono się do traktowania działań artystycznych jako formy terapii, tym samym w pewnym sensie odbierając tym pełnowartościowym performerom szansę pozostania przede wszystkim artystami.
Warto przy tym dodać, że najlepsze działania twórcze to takie, które nie opierają się na perfekcji, a szczerości.
Z uwagi na ten fakt aktor bez ręki, o nienaturalnie niskim wzroście, z zespołem Downa czy dziecięcym porażeniem mózgowym, to dalej dobry artysta, a mówiąc dobitniej, nawet chyba bardziej autentyczny, bo scena nie znosi póz i kamuflażu, a kocha prawdziwe emocje i nagość. Dlaczego więc wciąż tak trudno zobaczyć w spektaklach niepełnosprawnych?
– Artyści i artystki z niepełnosprawnościami nie mogą uczyć się w szkołach artystycznych – komentuje Katarzyna Żeglicka, performerka i choreografka, zwracając uwagę na podstawowy problem z dostępem do edukacji. Dodaje, że młodzież dotknięta niepełnosprawnościami nie ma też mainstreamowych wzorców, z którymi mogłaby się utożsamiać, by czerpać z nich siłę i przełamywać systemowe bariery. Dlaczego tak jest? – Bo te osoby nie są uznawane za profesjonalistów i profesjonalistki – podsumowuje ze smutkiem.
Katarzyna swoją działalność artystyczną traktuje misyjnie, nazywając ją sztuką oporu albo aktywizmem poprzez taniec. Jak mówi, ruch jest dla niej formą wyrażania gniewu i rodzajem krzyku. A jej opowieści są nieoczywiste i wielowarstwowe. W autorskich spektaklach, takich jak „Rezonans kontrastu”, konfrontuje widownię z trudnymi doświadczeniami codziennego życia nieheteronormatywnej kobiety z niepełnosprawnością.
– Przekuwam moją słabość w siłę, bo teatr to magiczna przestrzeń performatywna i obszar komunikacji, mamy prawo do sztuki. Musimy odważyć się myśleć o sobie jako artystach – zaznaczył z kolei na antenie radia Tok FM Filip Pawlak, również biorący udział w opisywanej akcji.
Sztuka nie musi być arteterapią, może być pomysłem na życie, który otwiera zupełnie nowe możliwości i zwyczajnie uczy spojrzenia na swoje ograniczenia w kategoriach zasobu.
W te głosy wsłuchuje się też British Council, który od 2018 roku aktywnie działa na rzecz zmian, realizując spektakle i programy edukacyjno-społeczne.
Najnowsza inicjatywa to kampania społeczna, w której swoje twarze pokazuje szóstka twórców z niepełnosprawnościami, realizujących się artystycznie. Są wśród nich osoby zajmujące się aktorstwem, choreografią, tańcem, fotografią, performansem, ruchomym obrazem i rysunkiem.
Z informacji prasowej dowiadujemy się, że ktoś z nich jest osobą niskorosłą, ktoś inny ma alternatywną motorykę, dziecięce porażenie mózgowe czy zespół Downa, ale ich zaangażowanie i siła przekazu jednoznacznie wykazują, że realne ograniczenia tkwią wyłącznie w głowach odbiorców.
Do kampanii zaangażowano: Filipa Pawlaka, Maję Kowalczyk, Joannę Pawlik, Katarzynę Żeglicką, Tatianę Cholewę i Patryka Krause.
Bardzo ważna akcja! Pokazuje ona, że niepełnosprawność nie definiuje artystów, a kiedy wchodzą oni na scenę nie mają budzić sensacji, tylko szczere emocje. Dodałabym na zakończenie: „Nie jestem niepełnosprawnością, jestem artystą z niepełnosprawnością, która stanowi tylko pewien dodatek do mnie jako osoby”.
To zdanie powinien zapamiętać każdy niepełnosprawny artysta, który chce działać w dziedzinie sztuki.