Jaki wpływ wywiera wojna na językach – polskim, ukraińskim, rosyjskim? Jakie znamiona odciśnie ona w polszczyźnie?
Czy komunikacja słowna może wspierać społeczeństwo w przezwyciężaniu powojennej traumy? Na te pytania odpowiedzi próbowali udzielić uczestnicy Poznańskiej Debaty o Języku im. prof. T. Zgółki.
Już po raz siódmy w stolicy Wielkopolski zagościli najwyższej klasy eksperci, by porozmawiać o polszczyźnie. W tym roku w Centrum Kultury Zamek rozmawiali: prof. Jerzy Bralczyk i dr Michał Rusinek, a także psycholog, dr Jarosław Michałowski oraz dr Piotr Andrusieczko – dziennikarz relacjonujący zmagania na froncie.
Hasło debaty brzmiało: „Język a wojna”, a patronat nad wydarzeniem objął Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
– Wojna zabija język – język naszych zwykłych codziennych spraw, który służy wyrażeniu ludzkich uczuć i relacji, którym wypowiadamy słowa nadziei na przyszłość. Bo wojna zabija zwykłe sprawy, uczucia i przyszłość– komentował Jacek Jaśkowiak.
– Wojna kłamie, używając do tego języka. Manipuluje, mobilizuje, zniekształca, tworząc jakieś własne kody. Wydaje się, że po każdej wojnie trzeba nie tylko czasu, by zabliźniły się rany na ciałach ludzi, przyrody i miast, ale i rany zadane językowi – dodał.
Spotkanie zainaugurowali prof. Katarzyna Kłosińska, przewodnicząca Rady Języka Polskiego oraz Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania.
– 24 lutego 2022 roku skończyła się rozmowa. Skończył się dialog, zakończyły się negocjacje. Zaczęła się wojna – rozpoczęła debatę prof. Halina Zgółkowa.
– Zadajemy sobie pytanie, co dalej? Słowa wojna i agresja nabrały nagle swojego pierwotnego znaczenia. Nic dziwnego, że to one są dziś przedmiotem naszej rozmowy – dodała.
– Przed 24 lutego 2022 roku rzeczywistość językowa wyglądała inaczej – mówił dr Michał Rusinek. – Przed „dobrą zmianą” rządzący posługiwali się raczej metaforami sportowymi – była więc polityczna gra, oponentom gratulowało się wygranej, a relacja pomiędzy rządem a opozycją przypominała relacje na boisku sportowym. Po „dobrej zmianie” retoryka sportowa ustąpiła miejsce militarnej, gdzie nie ma już przeciwników, a są wrogowie, wrogów zaś trzeba zniszczyć. I nagle po 24 lutego wojna zniknęła z tej metaforyki. Bo skoro mamy tuż za granicą dosłowną wojnę, to nie wypada tym słowem posługiwać się w przenośniach – podsumował.
Uczestnicy debaty wskazywali, że zbytnie generalizowanie może być niebezpieczne i dehumanizujące. Czy odwoływanie się do wyników badań, które pokazują, że znaczna część Rosjan popiera działania W. Putina, usprawiedliwia mówienie o „zbrodniczym narodzie rosyjskim”?
W trakcie dyskusji poruszono także wątek przemian w samym języku ukraińskim, którego stosowanie stało się po 24 lutego rodzajem niepisanej umowy.
I choć wcześniej używanie języka ukraińskiego w wielu sytuacjach nakazywała obowiązująca w tym kraju ustawa, tak po wybuchu wojny wielu Ukraińców świadomie zmieniło język, którym się posługują.
Ważnym wątkiem poznańskiej debaty były również kwestie związane z tym, czy i jak można mówić o wojnie z ludźmi, którzy jej doświadczyli.
– Język ma niebagatelny wpływ na to, w jaki sposób przebiega proces radzenia sobie z wydarzeniem traumatycznym, którym niewątpliwie jest wojna – wyjaśniał prof. Jarosław Michałowski.
– Psychologowie już wiedzą – ponieważ takie są wyniki badań – że jeśli w narracji osób, które przeżyły traumę, dominuje akceptacja, nastawienie na radzenie sobie z problemami – to mają one szansę wyjść z tego obronną ręką i doświadczyć tzw. wzrostu potraumatycznego.
– Jeśli jednak skoncentrują się na dramatycznych skutkach, a zwłaszcza na kwestii winy – mogą mieć do czynienia ze stresem potraumatycznym. To, jak nazywamy rzeczywistość wokół nas ma znaczenie. Dlatego bardzo ważne jest, by znaleźć adekwatne słownictwo.
Uczestnicy dyskusji zauważali, że wbrew pozorom najmłodsze dzieci mogą radzić sobie z wojenną traumą znacznie lepiej niż ich dorośli rodzice. Podkreślali również, jak ważne jest stworzenie innym przestrzeni do rozmowy.
– Nie namawiajmy do mówienia o wojennych przeżyciach – podkreślił prof. Michałowski. – Ale jeśli ktoś chce o nich opowiedzieć, dajmy mu na to przestrzeń i wysłuchajmy go.
Podjęto także wątek „uzdrawiającej” roli humoru, który może mieć duży wpływ na pozytywne przepracowanie traumy, a także o niebezpieczeństwach płynących ze strony propagandy rosyjskiej.
– W naszej świadomości wojny są bardzo silnie zmitologizowane, pełne patosu– zauważył dr Rusinek. – Tymczasem Ukraińcy pokazali, że można mówić o wojnie inaczej, bez nadęcia. Prezydent Zełenski unika patosu nawet wtedy, gdy jest do niego okazja, a Ukraina bezwzględnie wygrywa w memosferze. Najważniejsze jednak, by nie mówić o tej wojnie tak, jak chce tego propaganda rosyjska. Czyli jako o lokalnym konflikcie; operacji, która dzieje się gdzieś, daleko, między dwoma krajami i nas nie dotyczy. To nieprawda – zaznaczył na zakończenie.
Niewątpliwie jest to bardzo ważny temat. Istotne jest również, by w przyszłości wojna w Ukrainie pozostawiła swoje piętno wyłącznie w języku, będąc „tylko” przerażającym wspomnieniem, o którym mówi się już w czasie minionym.