„Bariery są w głowach”…. Można co jakiś czas przeczytać w treściach portali zajmujących się tematyką niepełnosprawności.
Nawet na naszej stronie widnieje hasło „nie ma rzeczy niemożliwych”, które zamieściliśmy, kiedy projektowaliśmy nową szatę graficzną. I właśnie ten być może już przebrzmiały slogan chciałabym dzisiaj poddać interpretacji.
Trochę na przekór, trochę ze szczyptą prowokacji, a mimo to, z tak ważną empatią. To tak, jakby oglądać rzeczywistość z wielu punktów widzenia i spróbować znaleźć złoty środek tych opinii.
Co mam tutaj na myśli? „Istnieją przeszkody, ale wyłącznie mentalne” to tylko słowa, jednak opatrznie zrozumiane mogą stać się krzywdzące i dyskryminujące. Jest pewna korelacja między patrzeniem na rzeczywistość z boku i jednoczesnym udawaniem, że ona nie istnieje. Czasami sama przyłapuje się na idealizowaniu na przykład sportowców z niepełnosprawnościami podczas paraolimpiad.
Ktoś nie ma nóg, ale ma silne ręce więc może poruszać się na wózku i radzi sobie, jak potrafi. Co więcej, osiąga przy tym sukcesy. Pomyślmy jednak przez chwilę, czy on ma jakiś inny wybór? I czy idealizując tego sportowca, i udając, że problem nie istnieje, wspomniana trudność magicznie zniknie? Osoba ta, radzi sobie świetnie, lecz nie należy zapominać, że miała trudniej i wciąż, w momencie, gdy krawężnik jest za wysoki, stanowi on realną przeszkodę nie do pokonania.
Czy czyniąc z tych ludzi super bohaterów nie umniejszamy ich ciężkich zmagań i nie tworzymy z ich mozolnej wędrówki drogi na skróty? Jest w tym pewna niesprawiedliwość. I zakłamywanie realiów.
Przeszkody istnieją i jeśli nie wpadnie się na pomysł jak je obejść, próbując skoczyć ze swoją niepełnosprawnością zwyczajnie można się przewrócić. Nawet ja sama, chociaż moja niepełnosprawność w porównaniu z innymi przypadkami jest niewielka, mam niepewny chód i muszę patrzeć pod nogi, bo inaczej mogę wylądować na ziemi.
Szczególnie przy niepełnosprawności nabytej, na przykład po minionym wypadku dochodzenie do zdrowego ciała i umysłu to jest bardzo długotrwały proces.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że odzyskanie mobilizacji jest sprawą indywidualną, na pewno możliwą, ale nie zapominajmy, że musi minąć niekiedy szmat czasu, świat zawalić się komuś na głowę, pojawić wiele zmagań i wyzwań, żeby odnaleźć się w bardziej przyjaznej przestrzeni oraz okolicznościach.
W pewnym sensie sama kiedyś używałam metafor, które za zadanie mają motywować, pokazywać, że można, iż w sytuacji, w której najłatwiej popaść w zwątpienie warto skoncentrować się na możliwych opcjach wyjścia suchą nogą z opresji, a kiedy mamy do wyboru „nie dam rady” kontra „chociaż spróbuję”, zawsze warto przyjrzeć się temu drugiemu wariantowi.
Mam świadomość o co chodzi w tej motywacji i kiedy słucham wywiadów chociażby z Marcinem Oleksym, słynnym ampfutbolistą mam ochotę schować się gdzieś głęboko, tak czuję się zawstydzona swoimi słabościami, które w porównaniu z jego przypadkiem wyglądają dość śmiesznie. Jednakże uważam też, że każdy z nas – osób z niepełnosprawnościami ma inną psychikę i wytrzymałość i jest to sprawa bardzo jednostkowa, jak podniesiemy się po traumie czy porażce.
Tym tekstem chciałam tylko przerwać nieprawdziwą narrację, do której i ja nierzadko dokładałam swoją cegiełkę i powiedzieć wszystkim osobom z niepełnosprawnościami, którzy czasem czują się deprecjonowani bądź z drugiej strony wywyższani i podziwiani za to, jak idą przez życie.
Powiem tak: z naszymi historiami bywa różnie, jednak fakt jest jeden, niezbywalny. Czasem mamy trudniej, musimy iść pod górkę, mamy skomplikowanie już na starcie w próbach miłości partnerskiej, wiele rzeczy jest dla nas wyzwaniem. Radzimy sobie, co nie zmienia faktu, że tych trudności nie ma. Są przeszkody, piętrzą się bariery – architektoniczne, mentalne, uprzedzenia niektórych ludzi, niezdrowe oczekiwania pracodawców.
Jeżeli nawierzchnia jest nierówna, nikt z niepełnosprawnością jej nie przeskoczy, taka jest rzeczywistość, nie umiemy latać. Jest jednak jedna rzecz, którą potrafimy doskonale. Znaleźć pewne sposoby, by sobie radzić. Nie wpuszczą nas drzwiami, to wejdziemy oknem. Ta metafora, bardzo autentyczna nie zwalnia jednak innych z udawania, że bariery nie istnieją.
Fakt, że ktoś sobie poradził, czyli tak zwany pozytywny efekt końcowy nie zwalnia decydentów z przykładania wagi do dostępności, przystosowanej przestrzeni architektonicznej, nierzadko podania ręki czy okazania wsparcia. Nie potrzebujemy litości, ale niewątpliwie, w niektórych sytuacjach, przydałaby się mała pomoc. Znaczy to bardzo wiele i edukuje społeczeństwo, sprzyjając integracji.
Reasumując: nie udawaj, że nie ma barier, tylko pomóż przez nie przedostać się na drugą stronę. Tam, ponad przeszkodami, mamy już równe szanse i nie udajemy, że jesteśmy uprzywilejowani. Równe szanse pojawiają się przy odrobinie wsparcia i wówczas występują również identyczne wymagania. Ja się ich już nie boję, a Wy?