Przejdź do treści

„Down the road. Zespół w domu” – moje wrażenia po emisji odcinka specjalnego

Zdjęcie prezentujące szóstkę bohaterów programu „Down the road. Zespół w trasie” oraz dziennikarza Przemka Kossakowskiego. W tle las i namiot

W minioną niedzielę wyemitowany został ostatni odcinek „Down the road”. Zespół w trasie”. Nadarzyła się okazja, by ostatecznie pożegnać się z programem. Dla bohaterów był to także czas podsumowań. Wyruszyli wspólnie z widzami w podróż przez wspomnienia.

Przemek Kossakowski, połączył się z bohaterami programu oraz ich rodzicami za pośrednictwem wideokonferencji, aby dowiedzieć się jak wygląda teraz ich codzienność.

Czy coś się zmieniło? Czy uczestnicy projektu, który niewątpliwie zakończył się sukcesem są nadal tymi samymi ludźmi?

Dziennikarz, prowadząc dialog ze swoimi przyjaciółmi zwrócił uwagę na te aspekty życia, które moim zdaniem były kluczowe dla bohaterów.

Na pierwszym planie jako jeden z najistotniejszych, pojawił się temat samodzielności. Prowadzący program chciał wiedzieć, jak w tym obszarze czują się teraz uczestnicy „Down the road”.

Michał i Grzesiek wzięli sobie do serca wiele rozmów z opiekunem ich wyprawy. Chcąc osiągnąć niezależność zaczęli już wprowadzać się do mieszkań treningowych, jednak szyki pokrzyżowała im kwarantanna.

Bohaterowie programu opowiedzieli, co dzieje się teraz w ich życiu. Jak wpłynął na nich udział w projekcie. Podkreślili, że dzięki niemu stali się innymi ludźmi.

Nauczyli się akceptować siebie i swoją niepełnosprawność.

Ujął mnie szczególnie moment w programie, kiedy Przemek Kossakowski zaakcentował, że ten projekt zmienił także jego samego. Wyraził, iż dostał od uczestników w prezencie większą siłę i wrażliwość, nauczył się słuchać i rozwiązywać konflikty.

Dla mnie dziennikarz wyśmienicie wszedł w rolę mentora grupy.

Rodzice bohaterów uczestniczący w wideokonferencji również mieli sporo do dodania. Każdy z nich podkreślił, że po programie zaczął zauważać konieczność dania swoim dzieciom większego marginesu wolności.

Ten problem przewijał się stale podczas wirtualnego spotkania. Mama Krzysztofa, co było bardzo wzruszające, powiedziała, że w reakcjach syna zauważyła siebie i bardziej rozumie teraz swoje własne emocje i pragnienia, a także łączącą ich relację.

W środkowej części programu, co dla mnie jako widza było bardzo cenne, wyeksponowana została potrzeba zapewnienia miejsc pracy osobom z zespołem Downa.

Wszyscy zgodnie stwierdzili, że dobrze byłoby porzucić strach i wypracować wyższy poziom otwartości społecznej. Taka była przecież główna rola tego programu.

Zmienił on także mnie. Uświadomiłam sobie, że wiele cech osobowościowych człowieka wypływa nie z deficytów, podyktowanych niepełnosprawnością, a raczej ze sposobu wychowania i otoczenia miłością przez rodzinę.

Bohaterowie, wraz ze swymi opiekunami dużo rozmawiali też o pragnieniu uczuciowości i bliskości. Chociaż dostają wiele emocji od rodziców, osoby z zespołem Downa chciałyby założyć własne rodziny i mieć partnerów.

Po emisji tego specjalnego odcinka dostrzegłam, jak mocno program wpłynął na bohaterów oraz widzów.

Do członków zespołu „Down the road” – jak podkreślali oni sami w tym odcinku, wciąż zgłaszają się fani. Widzowie zaznaczają jak bardzo program im się podobał, a także, że to dzięki niemu zmienili w sobie perspektywę patrzenia na osoby z zespołem Downa.

Myślę, że na tym polega siła tego programu. Na metamorfozie nie tylko uczestników, którzy napisali w nim swoją historię, ale także widzów.

Zrozumieli oni, mam nadzieję, dzięki śledzeniu losów grupy, że jeden chromosom więcej równa się po prostu jednemu niepowtarzalnemu człowiekowi.

Tak, jak powiedział na koniec Przemek Kossakowski: „Ta historia jeszcze trwa. Potrzebna jest puenta, którą każdy z nas dopisze już sam”.